- Diego, wybacz, ale muszę iść - powiedziała, po czym czmychnęła gdzieś z Francescą. Z tą piękną Francescą... "Hernandez, opanuj się wreszcie!" Skarcił się w myślach. Miał ochotę wybiec na dach wieżowca i zrzucić się z niego. Co go niepokoiło? Violetta? Czy on na pewno ją kochał? Kiedy zjawiła się Francesca, coś mu w myślach zaiskrzyło. Jakby jakieś uczucie... Ale jakie? Czy to była miłość? Czy coś takiego można było czuć do najlepszej przyjaciółki własnej dziewczyny? Ah, no i zarazem do dziewczyny swojego najlepszego kumpla... Co mogło tak odmienić jego mniemanie o swojej dziewczynie?? Co on w niej teraz widział? Zwykłą dziewczynę, taką jak każda inna. Chwila! Każda? Nie... jedna z tego tłumu nieogarniętych, szalonych dziewczyn wyróżniała się w tłumie. Z pozorów wydawała się całkowicie taka sama, lecz od środka miała w sobie coś innego, magicznego. Niby chodziła na zakupy, uwielbiała szaleć, śpiewała, tańczyła... Tak jakby była taka sama. Ale nie była taka sztuczna, jak lalka Barbie. Zdawała się emanować radością wokół całej siebie, a swoim szczęściem zarażała każdego napotkanego osobnika. Rzeczywiście... jej kruczo czarne włosy latały jej na wszystkie strony, jednak po każdej chwili wydawały się wracać do początkowego ładu. Diego zastanawiał się "jak to możliwe?". Możliwe czy niemożliwe - nie obchodziło go to. Obchodziła go Fran...
- Diego? - usłyszał głos swojego kolegi, Marco - Sterczysz w tej sali od dwudziestu minut - zwrócił mu uwagę. Miał rację. Hiszpan nawet nie zauważył, iż spędził dprawie pół godziny na rozmyślaniu o Francesce.
- Co.. co... o co chodzi? - spytał Diego z miną niezrównoważonego.
- No dobra, nie będę się pytał, o co chodzi, bo zachowujesz się gorzej niż banda najgorszych wariatek w Studiu - stwierdził
- Ja... Ja muszę iść - rzucił kumplowi i poklepał go po ramieniu, zakładając czarną skurzaną kurtkę oraz wychodząc z sali tanecznej.
Francesca razem z przyjaciółką wysłuchały poprawek Antonia co do piosenki, a potem wesoło ruszyły na widownię patrząc, jak chłopcy przygotowywali się do próby "Ven con nosotros".
- Wyszło nam świetnie, widziałaś minę Pabla? - spytała ją podekscytowana przyjaciółka - Był zachwycony!
- Tak, dobra Violu, ale przecież mamy dziesięć miesięcy do występu, nie rozumiem dlaczego jesteś taka szczęśliwa - zaczęła Włoszka.
- Oj, przepraszam, ale jestem bardzo, ale to bardzo szczęśliwa!
- A czemu, albo raczej "komu" zawdzięczam twoje szczęście? - wypaliła nieco podenerwowana.
- Bo Diego jest taki przystojny, opiekuńczy i w ogóle, no rozumiesz... - przerwała - co się dzieje Fran?
- Nic - brunetka posmutniała - po prostu jestem podenerwowana dzisiejszą dyskoteką...
- Dlaczego? Zawsze lubiłaś takie imprezy - stwierdziła Argentynka.
- No bo ja ją organizuję i... boję się, że coś wyjdzie nie tak... - stwierdziła.
- Nie martw się! To będzie najlepsze przyjęcie na świecie!
- Tak, tak... Dobrze, niech ci będzie... - zdobyła się na wymuszony uśmiech .
- Cieszę się - odparła - Ej, Diego idzie, muszę lecieć! Jak wyglądam? - poprawiła sobie włosy i spódniczkę
- Idealnie. Leć do niego, skoro tak go kochasz - ten uśmiech nie był już ani trochę szczery. Dlaczego? Przecież on był chłopakiem jej najlepszej przyjaciółki. Czemu akurat w nim Francesca musiała się zakochać? A poza tym ona chodzi z Marco. Tak nie może być! To było dla niej okropne uczucie. Kochała go, ale jednak nie potrafiła nikomu tego wyznać. Nawet sobie chciała zaprzeczać.
Niespodziewanie wpadła na Leona. Dopiero teraz zauważyła, że szła naprzód, nie widząc nawet, dokąd zmierzała.
- Leon, przepraszam cię, na serio - wymamrotała.
- Spokojnie, nic się nie stało - uspokoił koleżankę.
- To dobrze... no a... jak ci się układa z Larą? - bała się o to spytać, ale ciekawość przejęła nad nią władzę.
- Dobrze, całkiem dobrze - odparł - A ty i Marco...?
- Dobrze - spuściła wzrok.
- Jakoś chyba ci nie wierzę... - powiedział tonem "zarozumialca".
- Nie no, spoko, na serio nic złego się nie dzieje - zapewniła go.
- To dobrze - uśmiechnął się. Wtedy za mną zjawił się najmniej spodziewany człowiek -
Diego.
- Czego chcesz? - Leon zaczął się powoli denerwować
- Spokojnie, proszę - powiedziała mu brunetka, starając się go trochę pochamować.
- Niczego - wycedził przez zęby - Jest twoja - rozluźnił się troszeczkę.
- Co? - zdziwił się Meksykanin.
- Proszę was, uspokójcie się! - krzyknęła Fran.
- Spoko - zapewnił ją Diego - Nie rozumiesz? - po chwili zdziwienia Włoszka zrozumiała, że było to skierowane do Leona - W takim razie chodź ze mną.
- W życiu... - parsknął śmiechem.
- Proszę cię... - starał się przekonać swojego wroga.
- Dobra - wyjąl słowa z ust.
- To ja... zostanę - stwierdziła Francesca.
- Okej - odpowiedzieli wspólnym tone, a gdy zorientowali się, co zrobili, spojrzeli na siebie z obrzydzeniem. I wyszli razem z sali. O co mu mogło chodzić? Włoszka nie dała rady oprzeć się pokusie i pobiegła za nimi. Wreszcie ich odnalazła. Diego wszedł do sali muzycznej, mówiąc coś do Leona. Meksykanin został w drzwiach. Francesca stanęła za nim po cichu, zapewne nawet jej nie zauważył. Postarała się usłyszeć, co mówił Hiszpan.
- Violetto - rozpocząl "przemowę" głosem, jakby kamień ciążył mu na sercu - Kiedy cię poznałem... byłaś cudowną dziewczyną. Ale teraz... już tego nie czuję.
- Diego, o co chodzi? - szatynka widocznie poważnie przejęła się słowami chłopaka.
- Violetta,
musimy zerwać.
××××××××××
Bam bam baam xD
Koniec Dieletty, takie tragiczne zakończenie :D
Kogo utrzymam w niepokoju? ^.^
Napisałam to w jeden dzień, nie sądziłam, że coś tak długiego potrafię zrobić O.o